Myślałam, że powrót będzie dużo trudniejszy niż jest.
Tak naprawdę kiepsko bywa tylko momentami - tak jak pierwsze chwile w szkole z nową klasą, kiedy zastanawiałam się, co ja tutaj robię, czy odkrywanie miasta z przyjaciółmi na nowo latem i bycie oprowadzaną tak naprawdę po nowych miejscach. W szkole źle się czuję na lekcjach języka - czy to francuski, czy angielski... I nie chodzi tu o kompetencje nauczycieli, ale o to, że przyzwyczaiłam się do francuskiego jako języka ojczystego i jego dźwięk z ust nauczycieli, a nie moich kochanych żabojadów to... eufemizując.. raczej nie jest przyjemność życia. A jeszcze jak siedząc podparta łokciem na lekcji widzę mapę Francji z zaznaczoną na niej moją miejscowością... Marzę, żeby tam wrócić.. Tak na chwilę.
Jeden z moich najlepszych przyjaciół, powiedział mi w pierwszym tygodniu szkoły: Kasia, słuchaj, ja wiem, że dla Ciebie to trudne i się tak do nas lubisz przytulać, ja wiem i spoko, będę Cię przytulał, ale weź już za tydzień się ogarniesz, nie? Już Ci przejdzie i będzie lepiej, co? :) Dodam: a wiecie co? Jest :)
Jeden raz, zaraz po zakończeniu z wymiany i pierwszym powrocie do Polski, otworzyłam zeszyt wspomnień (ten, który dostałam od przyjaciół i rodziny z listami do przeczytania w samolocie) i spojrzałam na podświetlony w ciemnym pokoju globus, wyszukałam miasta moich najlepszych przyjaciół z całego świata, i tyle się naczytałam i napodróżowałam palcem po mapie, aż zasnęłam ze łzami w oczach.
Każdy Skype powoduje takie mini ukłucie, że nie mogę przez ekran dotknąć rozmówcy, który jest od kilkuset do kilku tysięcy kilometrów dalej, często za Oceanem...
Marcinek - moje liceum |
Co do zajęć w szkole - zauważyłam, że im więcej jest do zrobienia, im więcej biegam, jeżdżę i szczególnie po wyjeździe, nauka przychodzi z wielką łatwością, a argumentami sypie się jak z rękawa. Jedyne co to przetłumaczyć prawidłowo tytuły francuskie na polski, a matematykę przypomniec sobie od zera, ale ogół wiedzy o świecie i nowożytności jest na bardzo dobrym poziomie.
Post o powrocie do Polski piszę dopiero teraz, gdyż wczoraj w nocy wróciłam z Krakowa, gdzie mieliśmy seminarium reasumujące wymianę i zapowiedź pracy wolontariusza AFS :)
Fantastycznie było słuchać o doświadczeniach innych ludzi, którzy wrócili z Dominikany, Argentyny, Belgii, Szwajcarii, Niemiec, czy Włoch. I choć każdy przeżył swój czas inaczej, znaleźliśmy podobieństwa i punkty wspólne naszych przygód. Ładowaliśmy energię energizerami i zabawami, żeby potem móc uczestniczyć w warsztatach i przygotowanych dla nas przez wolontariuszy zajęciach. Quiz, rysowanie sinusoidy/ krzywej nastrojów na wymianie, problemy i oczekiwania po powrocie, czy też nocne wspominanie najważniejszych dla nas, bardzo osobistych momentów wyjazdu.
Za to w wolnej chwili po raz kolejny wróciłam nad Wisłę. Takie zakamarki ukryte są niedalego narodowego biura AFS :)
Zdjęcia z campu, z ludźmi, z Krakowa i z Piekar - źródło: https://www.facebook.com/afspoland?fref=ts
Do Krakowa będę wracała często i z wielką przyjemnością. Uczę się efektywnego powtarzania w pociągach i po drodze staram się nie marnować tych 8 godzin podróży. Swoją drogą polecam rozmowy z pasażerami - ja w taki sposób poznałam w miniony weekend Lucasa, Niemca, który jechał do Wrocławia na semestr Erasmusa, studenta geografii, a wracając i licząc zadania z funkcji inny student zaglądając mi przez ramię, zaproponował swoją pomoc :) Co więcej, tym razem w drodze na południe kraju, wyjechałam z domu dzień wcześniej i pojechałam do Wrocławia, zobaczyć się z najbliższą rodzinką po raz pierwszy od powrotu do Polski :)
A teraz już Poznań i zdjęcie z mojej dzisiejszej imprezy - Biblioteka Raczyńskich. Dobrze, że mają przytulną czytelnię i darmowe pyszne zielone herbatki, bo zostałam jej częstym gościem :) Takie życie humanisty z drugiej liceum, nic tylko polski, historia, prawo, polityka i retoryka :)
i... dla ciekawych tego, jak wygląda Poznań, gdzie mieszkam i jestem na co dzień mam filmik, który zrobiłam jeszcze w lipcu dla Johna, mojego przyjaciela z Nowej Zelandii -->
KLIKNIJ TUTAJ
Swoją drogą na campie była Monika, która z wymiany wróciła 7 lat temu, byli także inni wolontariusze, których pytałam o to, czy nawet jakiś czas po wymianie nadal tym żyją. Nie było osoby, która zaprzeczyła. Ja dzień w dzień dostrzegam wymianowe akcenty, co do Johna - po lewej z torbą i naszyjnikiem z NZ na poznańskim przystanku tramwajowym.. i jak tu nie tęsknić?
Póki co zajęć jest tyle, że codzienność jest wypełniona po brzegi. A już za miesiąc przyjeżdża do mnie przyjaciółka z Francji, Mylena (Mimi) więc mam do czego odliczać <3
Do zobaczenia na blogu! (a może w Poznaniu? a może w Krakowie? :P)