25.04.2014

wiosenne wakacje, letnie slonce i deszcz, Wielkanoc

DODATEK Z OSTATNIEJ CHWILI

 Wchodzac dzis na bloga, zeby opublikowac ten post wyswietlila mi sie okragla liczba 12 000 wyswietlen! (precyzuje - moje wlasne nie sa liczone w statystykach) dziekuje i nadal zapraszam do sledzenia kazdego wpisu, kazdej nowosci!

Czesc!


Na wakacje mozna wyjechac i niczego przez to nie osiagnac.

Dwa tygodnie to 14 dni - trzeba to wykorzystac.

Ja na wiosenne wakacje nie wyjechalam, a jednak kazdego dnia dowiadywalam sie, widzialam, albo uczylam kogos czegos nowego. Spedzalam czas z rodzina, przyjaciolmi, grillujac, piknikujac, biegajac, spacerujac. Wlasnie w takich momentach poznaje sie kulture - kiedy przestajesz byc turysta. Rozmawialysmy o tym ostatnio z Valerie, kiedy nasz kolego powiedzial nam, ze my jestesmy troche jak turystki tutaj. Bardzo oburzone zamknelysmy mu buzie mowiac, ze nie robimy zdjec zamku przy szkole. Zamek z historia, tak naprawde ruiny, a my zamiast opowiadac o tym co sie w jego komnatach dzialo, siedzimy w parku obok i rozmawiamy. Rozmawialam o tym tez z Rachel, ktorej powiedzialam, zeby dobrze sie bawila w Londynie i w pewnym momencie w trakcie rozmowy wyszlo, ze ja wole Périgueux od Londynu. Nie znam Anglii. Co z tego, ze tam bylam, skoro moge powiedziec jak wyglada Parlament i widok na wieze z BigBenem, a nawet jak sie je kolacje z angielska rodzina goszczaca, skoro nie poczulam atmosfery tego miasta? Tutaj ide ulica i zwracam uwage na szczegoly. Znajomi sprzedawcy sie usmiechaja, turysci sa ubrani jak... turysci, a aroganccy Francuzi pija kawe obserwujac tlum.

Po tym poscie chcialabym, zeby w glowach zostalo Wam jedno. Warto poznawac kulture. To jest to, co nas rozni, to co interesuje. Z szacunkiem i ciekawoscia odkrywac punkty widzenia, argumenty i niuanse. Nie ufajcie ludziom, ktorzy oceniaja kraje/ miasta/ rzeczy po kilkudniowej wizycie w miejscach opisanych w przewodniku. Tak nie poznaje sie kultury - tak zostaje sie zamknietym na to co na swiecie piekne.

Po tym wstepie przydaloby sie zatem poprzec moje slowa tym co je udowodni, wiec patrzac na to, ze wakacje wiosenne w Polsce sa generalnie tymi wielkanocnymi, nie zastanawialiscie sie co Francuzi robia w Wielkanoc?

Szukaja czekoladowych jajek ukrytych w ogrodzie. Zero kosciola, no bo to nie jest katolicki kraj. Ja wprowadzilam w tym roku niewielkie zmiany - oto pisanki, jajka na sniadanie i nie smingus dyngus w poniedzialek (bo zapomnialam). Szczerze przyznaje, ze po raz pierwszy we Francji zjadlam sniadanie na slono. I szczerze przyznaje, ze kompletnie sie od tego odzwyczailam.



Po sniadaniu w bieg i szukanie jajek i zajaczkow w trawie, krzakach, na drzewach!



W poniedzialek wielkanocny pojechalismy z rodzinka i znajomymi do groty Lascaux. Odnaleziona przez czterech chlopakow w 1940 roku o kilkudziesieciu latach bycia zwiedzana przez dwa tysiace turystow dziennie wostala nieodwolalnie zamknieta. Teraz sporadyczny wstep maja tam tylko naukowcy, a 200 metrow obok skonstruowano Lascaux II czyli replike idealnie oddajaca kazdy szczegol. Przewodnik zareczyl, ze jesli nie wie sie gdzie sa mikro bledy w szczegolach, nie ma szans ich dostrzezenia. Z groty nie mam zdjec, bo sa absolutnie zakazane. Za to naprawde warto sie tam wybrac bedac w Dordonii. Jestesmy tak naprawde swiadkami tego co dzialo sie w prehistorii. Tu mieszkali ludzie, zwierzeta i toczylo sie zycie. Malowidla sa imponujace. Glowna sala to Sala Bykow - La Salle des Taureaux. W Internecie mozecie ja nawet zwiedzic wirtualnie. TUTAJ

Potem pojechalismy piknikowac i spacerowac po parku Marqueyssac. Po przespaniu 30 godzin w dwa dni dlugi pobyt na swiezym powietrzu na szczescie dobrze mi zrobil. I choc w niespelna dobrej formie niechetnie pozowalam tym razem do zdjec, pokaze Wam widoki. Dzieciaki szukaly pisanek ukrytych w krzakach, zeby na koncu trasy wymienic je na slodycze (mowilam juz, ze francuska Wielkanoc rowna sie czekolada).









Juz dawno zorientowalam sie, ze moja wymiana i nastroje niecalkiem odpowiadaja tym ogolnie spodziewanym - czyli w duzym skrocie przyjazd, fascynacja, zmeczenie, tesknota, aklimatyzacja i jest pieknie. U mnie wszystko jest wymieszane. Jeden punkt wspolny to tesknota w Swieta. Ja, Kasia, chociaz Swiat nie przezywam duchowo to bardzo tesknilam w Swieta za rodzinna atmosfera i tradycjami. Szczerze? Nawet za wiosennymi porzadkami! :) No wiec moj wymianowy wykres to tak chyba od Swiat do Swiat i jakkolwiek boje sie powrotu, to marze juz zeby zobaczyc moje siostry. Jest miliard rzeczy, ktore tu uwielbiam. Czuje sie tutaj duzo mlodsza w ogole. Ale tesknie za polskim stylem zycia. Ostatnio patrzac w kalendarz i wpisujac plany na najblizsze tygodnie okazalo sie, ze mam je az do konca wymiany! Tak wiec szybko sie otrzasnelam i przypomnialam sobie, ze jak nie zaczne sie zajmowac tym co tu i teraz to nie bede soba.

Wracajac do dziennika --->

Widzielismy sie u Johna w pierwsza srode wakacji. Wspolne spiewanie, granie na gitarze, granie w pilke na dworze, rozmowy i zarty z jego rodzicami i rodzenstwem goszczacym - jak zawsze spedzilismy super wieczor, noc i dzien.


Wczesniej weekend to bieganie, taniec i noc z Rachel i Andrea. Generalnie wytlumaczylam rodzinie, ze nie jestem w stanie zyc bez znajomych i oni juz sie przyzwyczaili do mojego towarzyskiego stylu zycia i bycia. Dlatego nawet po wspolnym kinie zostalam w miescie, gdzie w pieknym sloncu spedzalam czas z ludzmi z klasy i z wymiany.

Od Andrei dostalam juz wiadomosc z Kanady, szczesliwie doleciala, u niej jest 9 godzin w tyl, wiec w tym momencie (wtorek godzina 21:32) ona jest w szkole. Juz za nia tesknie, ale patrzac na wszystkie plany, ktore tworza mi sie w glowie i energie do ich realizowania, zobaczymy sie stosunkowo... niedlugo.

Zanim wyjechala pojechalysmy razem do Bordeaux i tanczylysmy razem na lustrze wody :)






Potem koniec tygodnia to masa zadan domowych, dzika masa. Niespodzianka urodzinowa dla mojej przyjaciolki Mylény i... francuska rzecz - targ. Jednego poranka w tygodniu w okreslonej miescowosci odbywa sie targ. Ta miejscowosc, ktora na codzien jest malutka i praktycznie niezywa nabiera energii, staje sie halasliwa i gwarna. Z tym tylko, ze taki poranny halas nie przeszkadza - atmosfera na targu to przyjemnosc. My pojechalismy w czwartek do Saint Astier.




Post skonczony, jest czwartek 14:37. Ja kontynuuje zadania domowe... Nie ma ich az tak duzo, ale trzeba sie przylozyc, zwlaszcza do francuskiego, bo korpus porownawczy tekstow la Fontaine, Zoli, Rousseau i Hugo to calkiem trudna sprawa. Spedzilam juz nad nim caly jeden dzien, spedze caly dzisiejszy wieczor i cale jutro. Matura czeka. Troche pozniej niz ta w Polsce, ale tez bedzie na nia czas.



DOPIS Z PIATKU:

Dzisiejszy dzien zaczal sie pieknie i konczy sie rownie pieknie! Rano zmotywowana po porzadnym francuskim, wiec slodkim sniadaniu (kanapeczka z nutella i bananem) napisalam niemalze cale wypracowanie na francuski, po czym mama wrociwszy z merostwa (jest zastepca mera od spraw finansow wiec czasem spedza tam wolne poranki) przyniosla do domu paczke dla mnie! Kompletnie nie spodziewalam sie niczego, a obejrzawszy paczke wzdluz i wszerz nie znalazlam zadnej informacji o nadawcy, jedyne co, to miejsce nadania - Poznan. Po otwarciu juz wszystko wiedzialam! Jestem najwieksza szczasciara na swiecie, ze mam tak cudownych przyjaciol! Dziekuje Wam bardzo!

Jesli to Wy teraz zastanawiacie sie nad wyjazdem na wymiane (mowie do wszystkich w wieku 14 - 18,5 lat) to myslac nad za i przeciw nie bierzcie pod uwage przyjazni. Te prawdziwe jeszcze sie zaciesniaja, sa silniejsze, mocniejsze, trwalsze i prawdziwsze jesli w ogole prawdziwsze jeszcze moga byc. Przyjaciele to potezna milosc, energia, wsparcie, dawka zdrowej ironii, poczucia humoru i szczerosci. O swoich bardzo dbam i za nimi tesknie. Obiacalam im, ze postaram sie nadrobic wszystkie szalenstwa z tego roku szkolnego jak wroce, wiec jak juz beda po mnie podjezdzali swoimi brykami (poszlam w Polsce do szkoly rok wczesniej, wiec moi polscy "rowiesnicy" sa rok starsi i maja w tym roku 18 lat) to ja cala usmiechnieta bede spiewala na caly glos i swoim zachowaniem udowadniala, ze po wymianie nikt nie jest taki sam, ale paradoksalnie takze zostaje caly czas soba, a nawet jest bardziej soba niz kiedykolwiek :)


Lece robic liste zakupow na jutro rano, przyjezdza Valerie i spedzamy dzien na pichceniu ciast, ktorymi poczestuje moich niedzielnych gosci :) W ramach polskich specjalow bedzie jablecznik i mazurki na sprobowanie :)

Wrociwszy do pelni sil, sciskam Was mocno i na kolejny dlugi i interesujacy, niecodzienny post szykujcie sie juz w przyszly piatek!

Dlaczego niecodzienny? Poznacie ze szczegolami historie mojego Dziadka i nie tylko!

Kasia

(Dzis robie doswiadczenie i nie publikuje linka bezposrednio na moim facebooku, chce zobaczyc, czy jest ktos sposrod Was, kto udostepni, kto polubi, kto zostawi swoj komentarz tutaj i ilu mam stalych czytelnikow, ktorzy wiedza, ze jest post bez facebookowej przypominajki. Wszystko zalezy od Was - kolejny urodzinowy prezent? ;))

PS.
Jesli chodzi o wymiane i milosc (pisze dla tych, ktorzy byc moze zdecyduja sie wyslac swoja kandydature do polskiego AFSu juz na poczatku grudnia 2014) to wszystko jest mozliwe.

Przyklad? Valerie odwiedzil niespodziewanie (z dwutygodniowym uprzedzeniem co na wymianie jest niemalze niczym) chlopak ze Szwajcarii. Sa ze soba nadal, nic sie nie zmienia. Wytesknieni spedzili razem tydzien we Francji z jej rodzina goszczaca i znajomymi.

PPS Valerie sie nie wyrobila, artykul bedzie z opoznieniem. Zapowiadam takze pierwszy z serii Francja Francuzow - Myléna opowie Wam dlaczego kocha Bordeaux i co tam trzeba zobaczyc!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

skomentuj