15.09.2014

Witamy w Polsce - post arrival camp i druga liceum

Myślałam, że powrót będzie dużo trudniejszy niż jest. 

Tak naprawdę kiepsko bywa tylko momentami - tak jak pierwsze chwile w szkole z nową klasą, kiedy zastanawiałam się, co ja tutaj robię, czy odkrywanie miasta z przyjaciółmi na nowo latem i bycie oprowadzaną tak naprawdę po nowych miejscach. W szkole źle się czuję na lekcjach języka - czy to francuski, czy angielski... I nie chodzi tu o kompetencje nauczycieli, ale o to, że przyzwyczaiłam się do francuskiego jako języka ojczystego i jego dźwięk z ust nauczycieli, a nie moich kochanych żabojadów to... eufemizując.. raczej nie jest przyjemność życia. A jeszcze jak siedząc podparta łokciem na lekcji widzę mapę Francji z zaznaczoną na niej moją miejscowością... Marzę, żeby tam wrócić.. Tak na chwilę.

Jeden z moich najlepszych przyjaciół, powiedział mi w pierwszym tygodniu szkoły: Kasia, słuchaj, ja wiem, że dla Ciebie to trudne i się tak do nas lubisz przytulać, ja wiem i spoko, będę Cię przytulał, ale weź już za tydzień się ogarniesz, nie? Już Ci przejdzie i będzie lepiej, co? :) Dodam: a wiecie co? Jest :)

Jeden raz, zaraz po zakończeniu z wymiany i pierwszym powrocie do Polski, otworzyłam zeszyt wspomnień (ten, który dostałam od przyjaciół i rodziny z listami do przeczytania w samolocie) i spojrzałam na podświetlony w ciemnym pokoju globus, wyszukałam miasta moich najlepszych przyjaciół z całego świata, i tyle się naczytałam i napodróżowałam palcem po mapie, aż zasnęłam ze łzami w oczach. 

Każdy Skype powoduje takie mini ukłucie, że nie mogę przez ekran dotknąć rozmówcy, który jest od kilkuset do kilku tysięcy kilometrów dalej, często za Oceanem...

Ale po kilku dniach okazuje się, że tutaj nadal życie toczy się swoim intensywnym rytmem, jest co robić, ludzie są przesympatyczni i przyjęli mnie z otwartymi ramionami. Zarówno moi odwieczni przyjaciele (taka hiperbolizacja do podkreślenia Waszej ważności :D), jak i nowo poznane osoby.


Marcinek - moje liceum
Co do zajęć w szkole - zauważyłam, że im więcej jest do zrobienia, im więcej biegam, jeżdżę i szczególnie po wyjeździe, nauka przychodzi z wielką łatwością, a argumentami sypie się jak z rękawa. Jedyne co to przetłumaczyć prawidłowo tytuły francuskie na polski, a matematykę przypomniec sobie od zera, ale ogół wiedzy o świecie i nowożytności jest na bardzo dobrym poziomie.

Post o powrocie do Polski piszę dopiero teraz, gdyż wczoraj w nocy wróciłam z Krakowa, gdzie mieliśmy seminarium reasumujące wymianę i zapowiedź pracy wolontariusza AFS :) 

Fantastycznie było słuchać o doświadczeniach innych ludzi, którzy wrócili z Dominikany, Argentyny, Belgii, Szwajcarii, Niemiec, czy Włoch. I choć każdy przeżył swój czas inaczej, znaleźliśmy podobieństwa i punkty wspólne naszych przygód. Ładowaliśmy energię energizerami i zabawami, żeby potem móc uczestniczyć w warsztatach i przygotowanych dla nas przez wolontariuszy zajęciach. Quiz, rysowanie sinusoidy/ krzywej nastrojów na wymianie, problemy i oczekiwania po powrocie, czy też nocne wspominanie najważniejszych dla nas, bardzo osobistych momentów wyjazdu.




  
 Za to w wolnej chwili po raz kolejny wróciłam nad Wisłę. Takie zakamarki ukryte są niedalego narodowego biura AFS :)


 



Zdjęcia z campu, z ludźmi, z Krakowa i z Piekar - źródło: https://www.facebook.com/afspoland?fref=ts

Do Krakowa będę wracała często i z wielką przyjemnością. Uczę się efektywnego powtarzania w pociągach i po drodze staram się nie marnować tych 8 godzin podróży. Swoją drogą polecam rozmowy z pasażerami - ja w taki sposób poznałam w miniony weekend Lucasa, Niemca, który jechał do Wrocławia na semestr Erasmusa, studenta geografii, a wracając i licząc zadania z funkcji inny student zaglądając mi przez ramię, zaproponował swoją pomoc :) Co więcej, tym razem w drodze na południe kraju, wyjechałam z domu dzień wcześniej i pojechałam do Wrocławia, zobaczyć się z najbliższą rodzinką po raz pierwszy od powrotu do Polski :)



A teraz już Poznań i zdjęcie z mojej dzisiejszej imprezy - Biblioteka Raczyńskich. Dobrze, że mają przytulną czytelnię i darmowe pyszne zielone herbatki, bo zostałam jej częstym gościem :) Takie życie humanisty z drugiej liceum, nic tylko polski, historia, prawo, polityka i retoryka :)



i... dla ciekawych tego, jak wygląda Poznań, gdzie mieszkam i jestem na co dzień mam filmik, który zrobiłam jeszcze w lipcu dla Johna, mojego przyjaciela z Nowej Zelandii -->  

KLIKNIJ TUTAJ

Swoją drogą na campie była Monika, która z wymiany wróciła 7 lat temu, byli także inni wolontariusze, których pytałam o to, czy nawet jakiś czas po wymianie nadal tym żyją. Nie było osoby, która zaprzeczyła. Ja dzień w dzień dostrzegam wymianowe akcenty, co do Johna - po lewej z torbą i naszyjnikiem z NZ na poznańskim przystanku tramwajowym.. i jak tu nie tęsknić?





Póki co zajęć jest tyle, że codzienność jest wypełniona po brzegi. A już za miesiąc przyjeżdża do mnie przyjaciółka z Francji, Mylena (Mimi) więc mam do czego odliczać <3



Do zobaczenia na blogu! (a może w Poznaniu? a może w Krakowie? :P)

4 komentarze:

  1. Hej! :) Uważasz, że jeśli teraz jestem w drugiej liceum i mam pasję (jednak w tamtym roku z nauką szło mi tak średnio), to miałabym szanse dostać się na wymianę do Francji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, szanse są, aczkolwiek zwróć uwagę na kryteria wiekowe! Jeśli nie Francja, to zastanów się nad innym krajem może. W aplikacji i tak masz trzy wybory - zaznaczasz trzy kraje. Warto, po prostu warto :) miłej niedzieli!

      Usuń
    2. A Ty znałaś francuski gdy tam jechałaś?

      Usuń
    3. Znalam komunikatywnie, bylam po 3 latach intensywnej nauki. Ale znam bardzo wiele osob, ktore wyjezdzajac na wymiane nie znaja ani slowa - uczysz sie nieprawdopodobnie szybko. Musisz - codzienne zycie Cie zmusza do pytania co to, jak to sie nazywa i do komunikowania sie.

      Usuń

skomentuj