6.09.2014

mówic z francuskim R, rok od wyjazdu na wymianę

BONSOIR, Dobry wieczór!

Tak jak pisałam na facebooku, punktem wyjścia do napisania dzisiejszego posta jest język francuski. Ale zanim powiem Wam, jak ja nauczyłam się mówić, czy też udzielę kilku wskazówek dla zainteresowanych, chciałabym podkreślić jedno. Mówię to każdemu odpowiadając na pytanie "jak było we Francji". Język jest najmniejszą korzyścią płynącą ze spędzonego tam roku, naprawdę :)

Dziś 6 września 2014. Dokładnie rok temu byłam w Paryżu, gdzie zaczynała się moja przygoda życia, moja francuska przygoda, mój rok. Uważam, że decyzja o wyjeździe na cały rok była najlepszą decyzją życia, a zarazem najbardziej egoistyczną rzeczą jaką kiedykolwiek zrobiłam. Wyjechałam z myślą o tym, co przede mną, zapomniwszy w pewnym sensie o tym, co tu zostawiłam. Rodzina, przyjaciele - wiedziałam i teraz jeszcze lepiej wiem jak wiele im zawdzięczam, jaką dają mi siłę, jak ich kocham i jak jesteśmy blisko. Wyjeżdżałam myśląc o tym wyjeździe ciut jak o ucieczce od tego życia do innego, o którym myślałam od dawna bardzo intensywnie. O zmianie, o zaczęciu z białą kartką, o poznaniu nowych ludzi. Okazało się, że na wymianie poznałam także siebie w każdym tego poznaniu wymiarze, a wracając, w głębi serca (bo miałam wiele wątpliwości na początku, zaraz po powrocie do Polski) wiedziałam, na kim i na czym mi zależy, co chcę robić i kim jestem.

Wracając do francuskiego - spędziłam trzy lata w Gimnazjum Dwujęzycznym im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, gdzie miałam najpierw 8 h francuskiego tygodniowo, a potem 6. Na początku umiałam tylko Dzień dobry - Bonjour!, liczyć do dziesięciu, powiedzieć jak się nazywam i przeprosić :P Intensywna nauka pozwoliła niektórym, na zostanie laureatami Wojewódzkiego Konkursu Języka Francuskiego. Pierwszą liceum kontynuowałam w Marcinku, w klasie humanistycznej dwujęzycznej. Wyjeżdżałam po pierwszej liceum dogadując się po francusku bez problemu, ale mówiąc bardzo bardzo szkolnym językiem, niebiegłym, kalekim, ale raczej zrozumiałym :) Kiedy moi francuscy bracia nauczyli się liczyć do 10 po polsku i od 10 do 1 to ja zawsze powtarzałam im, że liczenie wstecz to był dla mnie wielki problem na początku gimnazjum, a oni mi nie wierzyli! :) Teraz mój francuski Tata śmieje się ze mnie, mówiąc, że przyjechawszy mówiłam lepiej niż teraz, bo teraz zdarza mi się mówić takim slangiem i żargonem, językiem bardzo potocznym, że to nieporównywalne do zdolności językowych sprzed roku.

1 un 2 deux 3 trois 4 quatre 5 cinq 6 six 7 sept 8 huit 9 neuf 10 dix 

Co się liczy w języku? Jak zacząć? Jak się nie poddać i zobaczyć efekty?

Język francuski jest językiem miłości, postrzegany przez większość jako język trudny, ale piękny, ma swoją własną melodię. Tak naprawdę to polski jest jednym z najtrudniejszych języków świata, podczas gdy francuski jest w pierwszej trójce tych najłatwiejszych! Metody nauki się jednak nie zmieniają, a oto kilka z nich:

Słówka, słówka - wszędzie! Wypisywać, przyklejać na karteczkach, tłumaczyć, powtarzać, pytać non stop "jak to się nazywa". I tak na przykład w tym tygodniu wiedziałam, co odpowiedzieć pani profesor od francuskiego, kiedy spytała się (chyba chciała sprawdzić czy wiem :P) jak mówi się fartuszek kuchenny po fr (un tablier) :)

Logika - wszystkie odmiany czasowników mają punkty wspólne. To wcale nie jest tak skomplikowane, na jakie wygląda! Notatki w kolorach mają pomagać dostrzec różne konstrukcje!

Aktorstwo - najlepiej mówisz wygłupiając się. Dlatego wrzuć na luz i pobaw się głosem. Przyznaję, że mój głos zmienia się, kiedy zmieniam język, w którym mówię. Zresztą tak być musi, bo czuję się inaczej! Intonacja, akcenty, francuskie R - próbujcie, to przychodzi z czasem! Mnie we Francji przez pierwsze pół roku dziką trudność sprawiało powiedzenie bonjour i nazwy mojego miasta, Perigueux w taki sposob, zeby odbiorca nie wiedział po pierwszym słowie, że nie jestem Francuzką! Teraz jestem na takim etapie, że spotkawszy w Poznaniu Francuzów rok starszych ode mnie musiałam ich cały wieczór zapewniać, że ja naprawdę jestem Polką. :)

Kontakt z językiem - oczywiście, że życie tam umożliwia nauczenie się języka. Ale ja Wam powiem coś pół żartem, pół serio, najlepiej nauczycie się języka od chłopaka, czy dziewczyny :P Nastoletnie międzynarodowe miłości uczą Wam w takim tempie skrótów smsowych, słownictwa pozytywnie nacechowanego i łamią barierę językową, bo takiej, dopóki wszystko jest na poziomie "jest fajnie, śmiesznie i sympatycznie" nie ma. :)

Kultura - filmy, książki, muzyka, życie codzienne, tradycje!  Dlatego właśnie zdecydowałam się na wyjazd, chciałam się stać częścią francuskiego świata. Dzielić z rodziną codzienność, mieć prawa, obowiązki i móc chodzić do kina, w szkole uczyć się o literaturze francuskiej, a święta spędzić na ich sposób. To ja musiałam się dostosować, nie oni zmieniać dla mnie. A język jest środkiem poznawania kultury. Jest też w tym samym czasie jej częścią. Więc jedno nawiązuje do drugiego i oba są sobie potrzebne.

Sen - od językowej mieszanki w głowie - głowa boli. Słowa się mylą, nie pamiętasz już najprostszych nazw po polsku, zmęczenie zamyka Ci oczy. Na wymianie problemem może być to, że nie masz czasu na kontakt z Polską, więc czasem rozmawiasz z przyjaciółką, przyjacielem, dziewczyną, czy chłopakiem do późnej nocy :) Dlatego od polskiego trzeba się było trochę odciąć, bo tak było łatwiej.

Nie bój się pytać - pytaj o słowa, o kulturę, o opinie, o zasady, o synonimy, o tłumaczenie peryfrazami, a nie dosłowne. Dla ludzi dookoła Ciebie to także świetne ćwiczenie - wierzcie mi, ucząc się języka obcego wiemy o tym języku więcej niż większość jego naturalnych użytkowników.

Teraz wróciłam na stałe do Polski i jestem nadal w klasie dwujęzycznej. Czy nauczę się czegoś na francuskim? Na pewno, aczkolwiek mam świadomość tego, że uczyć się zbytnio nie będę, a wypracowania będę pisać z przyjemnością, bo to będzie mój kontakt z językiem, który kocham całym sercem i atmosferą kraju, za którą tęsknię. Dziś jednak tęsknię najbardziej za ludźmi, dużo się z nimi kontaktuję, ale tak dużo jakbyśmy chcieli się nie da. W każdym razie mam poznanych na wymianie przyjaciół na śmierć i życie, mam rodzinę, i mam  dom tam, we Francji. Wrócę tam już niedługo, ale częściej i szybciej będę póki co wracała do Krakowa... :)

Pewna dziewczyna, która w tym roku wyjeżdża na roczną wymianę z AFSem do Niemiec napisała do mnie w lipcu z prośbą o trzymanie kciuków za jej przygodę. Trzymam, chociaż tak jak z nauką języka tak i z tym doświadczeniem - każdy ma swój sposób i każdy przeżywa to wszystko inaczej, choć, oczywiście, są elementy wspólne. Ale trzymam i odrobinkę zazdroszczę, choć cieszę, się, że swój czas wykorzystałam najlepiej jak tylko mogłam, a teraz staram się jak mogę tutaj, w Poznaniu :) W tym tygodniu zaprosiłam na wspólny lunch Agatkę, z którą byłyśmy w jednej klasie w pierwszej liceum, a która wyjechała dopiero co z AFSem na rok do Portugalii i rozmawiając na dzień przed jej wylotem widziałam w jej oczach siebie i wiedziałam doskonale jak się czuła. Chęć wyjazdu już, od razu, przeskoczenia takiego momentu niepewności i przyspieszenia chwili strachu, wyeliminowanie z myśli gdybania, dużo pytań bez odpowiedzi, ale podjęte już decyzje, pakowanie walizki i... wyjazd. Żeby wyjechać trzeba być zdrowo szalonym. Absolutnie nikt nie może do takiego wyjazdu zmuszać - taką decyzję podejmuje się samemu. Bo na wymianie jest ciężko, ale jest tak pięknie, jak jeszcze nigdy nie było i nigdy już w taki sam sposób nie będzie... :)

Kupiłam już bilety do Krakowa, w piątek i sobotę mamy seminarium poprzyjezdne. Dlatego też w kolejnym poście planuję opowiedzieć Wam o tym, co dziś ukrywa się w trzykropku... O tym, jak jest wracać, co się zmienia, co się myśli i jak sobie z tym radzić, ale nie będzie tak bardzo melancholijnie, bo moje popowrotowe doświadczenia są raczej śmieszne :) Wiem, że Wy widzicie jak to działa z własnej perspektywy, obserwując mnie, ale ja opowiem Wam o moim punkcie widzenia.

Teraz siedząc w domku z siostrzyczkami, ze zbitym palcem u stopy i zapaleniem ucha (moi przyjaciele troszczą się o to, żebyśmy się nie nudzili, więc wczoraj łapaliśmy promienie słońca nad jeziorem i tańczyliśmy w nocy przy ognisku :)), życzę Wam miłego tygodnia <3



K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

skomentuj