TYDZIEN 25.11 - 1.12
Z racji, ze cierpie na maksymalny ped czasu mam nadzieje, ze to co dzis publikuje ma jakis sens, lad i sklad! Pisane w duzym pospiechu, ale z mysla o Was - zebyscie nadal mogli byc na biezaco! :)
PONIEDZIALEK
Gdyby nie zyczenia z Polski prawdopodobnie zapomnialabym o wlasnych imieninach :D We Francji z racji na mnogosc dziwacznych imion nie obchodzi sie raczej imienin - mile smski, zdanie bonne fête i tyle ;)
Za to wieczorem pierwszy od dwoch tygodni skype z rodzinka maksymalnie nakrecil mnie pozytywnie na reszte tygodnia!
WTOREK
Super sympatycznie, stolowke zamienilysmy w kebab. Francuzi bardzo lubia kebaby, to tutaj duzo bardziej popularne niz w Polsce i moim zdaniem lepsze (aczkolwiek nie jestem ani wielka fanka, ani znawczynia kebabow w Polsce). Poszlysmy z Jose (Argentyna), Valerie (Szwajcaria), Myléna, Clémence (obie Francuzki z mojej klasy), Lola i Florine (Francuzki pierwsza z klasy Val, druga z innej). Generalnie trzeba dodac, ze zima we Francji sie zbliza - rano jest zimno, nawet -4 stopnie. Jednakze ja w piatek zmienilam plaszcz i cieple buty na trampki i kurtke jeansowa, bo w tygodniu i tak na nic sie nie zdaly - zawsze bylo mi za cieplo! A wystarcza ukochane przez Francuzki wszelkiego rodzaju szaliki, chustki i od razu jest cieplo nawet zimowego poranka! Plus w ciagu dnia zazwyczaj jedynym momentem kiedy wychodzisz jest przejscie z domu na przystanek, z autobusu do szkoly, ze szkoly na stolowke i na odwrot. Wiec nie warto nosic cieplych plaszczy. A kiedy idziesz do miasta, bo masz mase okienek to w ciagu dnia w tym tygodniu slonce tak pieknie swiecilo, ze na luzie siadasz ze znajomymi na lawce w parku i usmiechasz sie lapiac zimowe promienie.
Na historii sztuki przez 2 godziny mielismy zaliczenie trymestralne - na kartce A3 zrobic gazete na temat naszej wyprawy do Bordeaux, dostalismy materialy, trzeba bylo wszystko zredagowac, napisac wlasne artykuly itd. Ciekawe jaki efekt przyniesie moja naprawde intensywna praca.(dostalam 13,5!!!)
SRODA
W srode na francuskim z AFSem jedlismy, pilismy, gadalismy, bylo super. To byla ostatnia lekcja dla Barbory z Czech i Aliny z Rosji, ktore w tym tygodniu zakonczyly program trymestralny.
Oto liscik od Barbory:
Z ciekawostek, to z Barbora zdarzylo nam sie probowac rozmawiac po polsku/czesku - ona rozumiala mnie bez problemu!
Wieczorem, po francuskim, poszlam ze znajomymi z klasy na spotkanie wolontariuszy Unicefu, zobaczymy co z tego tutaj wyjdzie. Razem z kolezanka wrocilysmy pociagiem.
CZWARTEK
W czwartek mialam tez niepowtarzalna okazje szybkiej wymiany zdan z nauczycielem angielskiego specjalizacji... Dostalismy klasowy opieprz za nieprzygotowanie do lekcji i blefowanie, kolega zaczal po francusku z nauczycielem.. rozmawiac ;D... a z racji, ze siedzimy obok, to zaraz po nim ja tez, ale tym razem po angielsku. Nie bylo ostro, niemilo tylko przez chwile, na szczescie w piatek nauczyciel szybko zapomnial co mialo miejsce i poszedl dalej.
Kilka dni pozniej jednak prawie wyrzucil mnie z lekcji... Otoz powiedzial mi, ze wedlug jego danych jestem zapisana na hiszpanski i nie wie dlaczego przyszlam ani czego szukam na jego lekcjach. Moja klasa stanela za mna murem, a interwencja u wychowawczyni sprawila, ze prof od ang nie mial juz wiecej problmow.
PIATEK
Piateczek kiedy to od rana do 17 w szkole.. Coz z angielskiego normalnego mam srednia na pierwszy trymestr 17.9/20 czyli swietnie (zwlaszcza, ze do zaliczenia byly takze tlumaczenia fr-ang). Na TPE nadal pracujemy pilnie nad Kieslowskim i jego dzielem. Wychodzac ze szkoly uslyszalam polskie: do widzenia Kasia, nie kto inny tylko Théo nadal sprawia mi codziennie niesamowita radosc probujac uczyc sie polskiego.
Podczas krotkiej przerwy w TPE wyskoczylam na chwile pozegnac Barbore, dla ktorej piatek byl ostatnim dniem w szkole, zakonczyla swoj trymestr we Francji... Nie mam zamiaru sie rozpisywac bo mam wrazenie, ze zbyt duzo o tym juz o tym wspominalam, ale krotko i na temat: nie wyobrazam sobie powrotu do Polski teraz.
SOBOTA
Rano leniwie robiłam coś do szkoły i wysylalam snapchaty. Potem tańce. Po tańcach pojechalysmy z mama goszcząca na teren rugby Moj najmłodszy braciszek grał dzielnie.
W dużym skrócie świetny dzień - tata goszczący Rachel ze Stanów jest trenerem regionalnej znanej drużyny kosza, więc wieczorem zaprosili mnie na mecz. Chciałabym wstawić tu zdjęcia które zrobiłam ale moj genialny telefon umiera więc żadne oprócz trzech pierwszych zdjęć z wieczoru sie nie zapisalo, o filmikach już nie wspomnę... Mam kilka zdjec z telefonu Rachel, spojrzcie jaki jej 5-letni brat goszczacy jest cudny!! mieliśmy miejsca VIP zaraz w pierwszym rzędzie więc filmiki były super.. Po wygranym przez Boulazac meczu pojechaliśmy świętować, do domu wróciliśmy ok 1 nocowalam u Rachel, ok 4 poszlysmy spac.
filmik, ktory polecam:
48 names of things you didn't know had names
NIEDZIELA
Rano wróciłam do domu i zobaczylam olbrzymie paczuszki na scianie stanowiace kalendarz adwentowy! Super sprawa, to niesamowita radosc jak kazdego poranka czeka na Ciebie niespodzianka :) przyjechała Smita z Tajlandii i na 14 jechalysmy do Megan na Święto Dziekczynienia. Nie mam czasu więc nie mam jak opisać ale było cudnie! A zjedlismy tak pysznie, ze nie było mowy o kolacji ani o śniadaniu dziś
Na zakończenie chce coś dodać. Coś bardzo ważnego. Nie martwcie sie, nie mam zamiaru rzucac nazwiskami, kazdy kto powinien bedzie wiedzial, ze ma przeczytac ten wpis.
Blog nie powstał po to, zeby chwalić sie czego to ja tutaj nie mam... W ogóle nie! To jest pośrednik miedzy mną a Polska - zeby każdy kto chce mógł dowiedzieć sie czegoś o francuskim życiu, o francuskiej kulturze, o tym co u mnie słychać, zobaczyć zdjęcia czy nadal by mnie rozpoznał itp. To normalne, ze ludzie sie zmieniają, a raczej ze zmieniają punkt widzenia, podejście do rożnych spraw. Ja nauczyłam sie nabrać dystansu i mam nadzieje, ze macie świadomość tego, ze jestem normalna dziewczyna, ktora teskni, która tez ma gorsze momenty, która tez ma dzikie problemy z chłopakami, która patrzy czasem w lustro i mowi: wygladam strasznie, ktora martwi sie ze przytyje ale poki co śmieje sie jak słyszy o plotkach z Polski, ze jest grubsza na twarzy, która radzi sobie jak umie zeby sie tu odnajdywac cały czas coraz lepiej, ktora nie spi na pieniadzach, która nie jest dwujezyczna ani po ang ani po fr, która nie jest mistrzem kuchni, ale stara sie coś dobrego przygotować czasami, która nie czuje sie lepsza, jestem normalna osoba, cały czas sobą. Więc boli mnie każde wykorzystywanie moich uczuć, oszukiwanie, oklamywanie, cudza zazdrość. A pisanie o plotkach, które o mnie krążą (ku mojemu zdziwieniu nie tylko w Poznaniu ale i na poludniu kraju...) poki co sprawia tylko, ze sie uśmiecham (choć nie z radości, raczej z bezsilności). Serio nie da sie inaczej jak nabrać dystansu. I cieszę sie, ze mam kochająca rodzine i przyjaciół, na których mogę liczyć. Wy tez macie mnie zawsze. I ostatnie - zdaje sobie sprawę, ze jestem w duzym stopniu egoistka. Ale jestem dobrym człowiekiem i myśle, ze każdy kto mnie naprawde zna, potrafi to dostrzec.
Sporo w moim życiu do tej pory sprawiło, ze serce mam już podzielone na kawałki, zostawiłam te kawałki w rożnych miejscach swiata, różnym osobom. Sporo wydarzeń sprawiło, ze czułam sie i nadal czuje gdzieś w połowie drogi, korzystając z podróży, ale do celu jeszcze daleko.
Sporo
Nie wiem co jeszcze dodać, jak skomentować albo podsumować to wszystko.
Powiem tylko:
Korzystam z życia i pomimo miliona malych zmartwien zawsze jest milion jeden minimalnych powodow do usmiechu. Tak sobie zyje na co dzien, Wam tez to polecam.
Kasia
TYDZIEN 2.12 - 8.12
Powiem Wam na poczatku jako ciekawostke, ze pisze teraz bloga z kalendarzem, w ktorym robilam szybkie notatki, zeby nie zapomniec co chce opisac wiec otwieram kalendarz i zaczynam ..
PONIEDZIALEK
wypracowanie z historii pisalam z pomoca podrecznika - jakos zapisalam dwie strony
moja srednia generalne wynosi 15,6 czyli podnosze srednia klasy jednakze w pierwszym semestrze nie bylam oceniana z hist i geo oraz fr
wieczorem miala miejsce Conseil de Classe czyli zebranie wszystkich nauczycieli dwoch rodzicow delegowanych i klasowego samorzadu (2 uczniow) podczas rady kazdy mowi co mysli o klasie a potem kolejno o kazdym uczniu po kolei
WTOREK
moj jezyk polski staje sie coraz mniej poprawny gramatycznie - na wloskim zastanawialam sie jak przetulaczyc principe - ksiec?? otoz nie moi drodzy, po polsku to ksiaze... serio nie moglam na to wpasc..
wieczorem zrywalismy boki ze smiechu bo na naszej klasowej grupie zaczelismy wstawiac zrzuty ekranu ze snapchata, ktory tutaj bije rekordy popularnosci - niestety nie wstawie ich tu bo moja kochana klasa by mnie udusila!
SRODA
No wiec sroda... najpierw te super rzeczy - w drugim semestrze moj sport to badminton i wierzcie mi, to nie przelewki! sa zasady, sa mecze, punkty, oceny, zaliczenia i serio bylam zmeczona po 2 h sportu!
Po szkole lunch z Val i francuski z AFSem jak zawsze bylo przecudnie, przesympatycznie bardzo pozytywnie :)
Za to kiedy tylko wrocilam do domu...
Moj telefon przestal dzialac do tego stopnia, ze stracilam wszystkie dane i wiecej sie juz nie wlacza.. A kiedy szukalam jakiegos kabla chcac go ratowac i schodzilam ze schodow BUM spadlam... Generalnie nie mam raczej zamiaru opowiadac o tej niecodziennej przygodzie, zeby nie martwic mojej Mamusi, ktora czyta bloga, ale bynajmniej nie bylo mi do smiechu. Do tego stopnia, ze caly wieczor przesiedzialam patrzac sie w sciane i trzesac ze strachu i sama nie wiem czego. Autentycznie srodowy wieczor to poki co najgorszy moment wymiany.
Jedyna rzecz, ktora mnie rozbawila na sekunde to wiadomosc na fb od Jose, ktora zmienila rodzine i juz zdazyla eksplodowac mikrofalowke i napisala do mnie z pytaniem czy ma sie smiac czy plakac, ja sie ciut usmiechnelam, na wiecej nie bylo mnie w srode stac, za to dzis pekam ze smiechu jak sobie o tym pomysle.
Telefon mam teraz tymczasowy pozyczony od kolezanki z klasy - zobaczymy co dalej
CZWARTEK
W czwartek poszlismy z prof od ang spé do teatru na Czarownice z Salem, sztuka po francusku tak skomplikowana, ze po zakonczeniu Francuzi miedzy soba pytali sie ile zrozumieli. Ja niewiele. Bo nawet rozumiejac wszystkie zdania ciezko bylo ogarnac calosc, na cale szczescie prof naprowadzil nas potem na poprawna interpretacje i ta sztuka byla punktem wyjsciowym naszych dalszych lekcji o historii USA.
Wieczorem za to zupelny odwrot od srodowego wieczoru - dostalam paczke (6kg!!) z Polski od rodzicow i siostrzyczek. Byly slodycze, gazeta, mikolajowe skarpetki, sweter, kolczyki na imieniny, bransoletka od moich siostr i listy. Plakalam czytajac te od moich dziewczyn chociaz pierwsze zdanie brzmialo: ten list nie ma Cie zasmucic, ale tesknie za Toba.
Bardzo Was kocham, zawsze o Was mysle i tesknie za Wami najbardziej na swiecie <3
Wieczorem moja francuska rodzinka poslusznie ustawila buty w rzadku, napisala list do Mikolaja i zostawila mu szklanke mleka i ciacho na stole. Mikolaj wlozyl do butow mase polskich przysmakow, ktore z radoscia palaszujemy we Francji!
PIATEK
Tak wiec paczka naladowala mnie taka energia, ze w piatek wszystko wrocilo do normy i w szkole spedzilam super dzien ze znajomymi. Na dobry poranek przynioslam im na Mikolaja torunskie pierniczki :)
Na TPE pracowalismy bardzo pilnie, ale znalezlismy czas na kilka szybkich zdjec :)
Po czym pod koniec lekcji dostalam smsa, a wychodzac ze szkoly tadam - byla Valerie i Rachel czekala na mnie z amerykanskimi ciastkami. Zrobilysmy sobie zdjecie zatytulowane: 3 MIESIACE WE FRANCJI
Potem szybko do auta, przyjechala do mnie Myléna, jedna z moich najlepszych kolezanek - do nocy robilysmy pierniczki! Udalo nam sie swietnie!
Co do ciekawotek kulturowych - Francuzi nie maja problemu z powiedzeniem - to oblecha, to dziwne, lepiej nei wiedziec z czego to sie robi, nie maja problemow z ocenianiem i sa raczej niepredcy do probowania czegos do czego nie sa przyzwyczajeni. Plus ich porcje zywieniowe - nawet najmniejsze dzieci jedza tylko i wylacznie jesli jest pora na posilek. Jak uslyszalam, ze pierniczkow jest masa to oznajmilam wyraznie, ze wiedzialam, ze to powiedza, dlatego zrobilam z polowy przepisu, ale normalnie w Polsce pierniczki znikaja w tempie natychmiastowym, robimy je do polnocy, a pachnie w calym domu...
Tutaj to jakby nie patrzec nie to samo.
WIECZOREM...
nauszniki nie beda poki co potrzebne, za to razem z mikolajowymi skarpetkami stanowia moj grudniowo - styczniowy niezbednik :)
TYDZIEN 2.12 - 8.12
Powiem Wam na poczatku jako ciekawostke, ze pisze teraz bloga z kalendarzem, w ktorym robilam szybkie notatki, zeby nie zapomniec co chce opisac wiec otwieram kalendarz i zaczynam ..
PONIEDZIALEK
wypracowanie z historii pisalam z pomoca podrecznika - jakos zapisalam dwie strony
moja srednia generalne wynosi 15,6 czyli podnosze srednia klasy jednakze w pierwszym semestrze nie bylam oceniana z hist i geo oraz fr
wieczorem miala miejsce Conseil de Classe czyli zebranie wszystkich nauczycieli dwoch rodzicow delegowanych i klasowego samorzadu (2 uczniow) podczas rady kazdy mowi co mysli o klasie a potem kolejno o kazdym uczniu po kolei
WTOREK
moj jezyk polski staje sie coraz mniej poprawny gramatycznie - na wloskim zastanawialam sie jak przetulaczyc principe - ksiec?? otoz nie moi drodzy, po polsku to ksiaze... serio nie moglam na to wpasc..
wieczorem zrywalismy boki ze smiechu bo na naszej klasowej grupie zaczelismy wstawiac zrzuty ekranu ze snapchata, ktory tutaj bije rekordy popularnosci - niestety nie wstawie ich tu bo moja kochana klasa by mnie udusila!
SRODA
No wiec sroda... najpierw te super rzeczy - w drugim semestrze moj sport to badminton i wierzcie mi, to nie przelewki! sa zasady, sa mecze, punkty, oceny, zaliczenia i serio bylam zmeczona po 2 h sportu!
Po szkole lunch z Val i francuski z AFSem jak zawsze bylo przecudnie, przesympatycznie bardzo pozytywnie :)
Za to kiedy tylko wrocilam do domu...
Moj telefon przestal dzialac do tego stopnia, ze stracilam wszystkie dane i wiecej sie juz nie wlacza.. A kiedy szukalam jakiegos kabla chcac go ratowac i schodzilam ze schodow BUM spadlam... Generalnie nie mam raczej zamiaru opowiadac o tej niecodziennej przygodzie, zeby nie martwic mojej Mamusi, ktora czyta bloga, ale bynajmniej nie bylo mi do smiechu. Do tego stopnia, ze caly wieczor przesiedzialam patrzac sie w sciane i trzesac ze strachu i sama nie wiem czego. Autentycznie srodowy wieczor to poki co najgorszy moment wymiany.
Jedyna rzecz, ktora mnie rozbawila na sekunde to wiadomosc na fb od Jose, ktora zmienila rodzine i juz zdazyla eksplodowac mikrofalowke i napisala do mnie z pytaniem czy ma sie smiac czy plakac, ja sie ciut usmiechnelam, na wiecej nie bylo mnie w srode stac, za to dzis pekam ze smiechu jak sobie o tym pomysle.
Telefon mam teraz tymczasowy pozyczony od kolezanki z klasy - zobaczymy co dalej
CZWARTEK
W czwartek poszlismy z prof od ang spé do teatru na Czarownice z Salem, sztuka po francusku tak skomplikowana, ze po zakonczeniu Francuzi miedzy soba pytali sie ile zrozumieli. Ja niewiele. Bo nawet rozumiejac wszystkie zdania ciezko bylo ogarnac calosc, na cale szczescie prof naprowadzil nas potem na poprawna interpretacje i ta sztuka byla punktem wyjsciowym naszych dalszych lekcji o historii USA.
Wieczorem za to zupelny odwrot od srodowego wieczoru - dostalam paczke (6kg!!) z Polski od rodzicow i siostrzyczek. Byly slodycze, gazeta, mikolajowe skarpetki, sweter, kolczyki na imieniny, bransoletka od moich siostr i listy. Plakalam czytajac te od moich dziewczyn chociaz pierwsze zdanie brzmialo: ten list nie ma Cie zasmucic, ale tesknie za Toba.
Bardzo Was kocham, zawsze o Was mysle i tesknie za Wami najbardziej na swiecie <3
Wieczorem moja francuska rodzinka poslusznie ustawila buty w rzadku, napisala list do Mikolaja i zostawila mu szklanke mleka i ciacho na stole. Mikolaj wlozyl do butow mase polskich przysmakow, ktore z radoscia palaszujemy we Francji!
PIATEK
Tak wiec paczka naladowala mnie taka energia, ze w piatek wszystko wrocilo do normy i w szkole spedzilam super dzien ze znajomymi. Na dobry poranek przynioslam im na Mikolaja torunskie pierniczki :)
Na TPE pracowalismy bardzo pilnie, ale znalezlismy czas na kilka szybkich zdjec :)
Po czym pod koniec lekcji dostalam smsa, a wychodzac ze szkoly tadam - byla Valerie i Rachel czekala na mnie z amerykanskimi ciastkami. Zrobilysmy sobie zdjecie zatytulowane: 3 MIESIACE WE FRANCJI
Potem szybko do auta, przyjechala do mnie Myléna, jedna z moich najlepszych kolezanek - do nocy robilysmy pierniczki! Udalo nam sie swietnie!
Co do ciekawotek kulturowych - Francuzi nie maja problemu z powiedzeniem - to oblecha, to dziwne, lepiej nei wiedziec z czego to sie robi, nie maja problemow z ocenianiem i sa raczej niepredcy do probowania czegos do czego nie sa przyzwyczajeni. Plus ich porcje zywieniowe - nawet najmniejsze dzieci jedza tylko i wylacznie jesli jest pora na posilek. Jak uslyszalam, ze pierniczkow jest masa to oznajmilam wyraznie, ze wiedzialam, ze to powiedza, dlatego zrobilam z polowy przepisu, ale normalnie w Polsce pierniczki znikaja w tempie natychmiastowym, robimy je do polnocy, a pachnie w calym domu...
Tutaj to jakby nie patrzec nie to samo.
WIECZOREM...
no a tutaj zaczynaja sie zdjecia z dzis! Szybki komentarz - choinka sztuczna ale sliczna, dostalam od rodziny pluszaka misia polarnego, ktory gra melodyjke swiateczna wiec przemilo! po ubraniu choinki zrobilismy sobie swiateczny apéritif :) Aha dodam tylko, ze dzis wychodzac z domu na zajecia taneczne mialam na sobie top, bluzke na naramkach, sweterek, kurtke jeansowa i myslalam, ze sie ugotuje, przypominam, ze mamy juz... 7 grudnia :)
nauszniki nie beda poki co potrzebne, za to razem z mikolajowymi skarpetkami stanowia moj grudniowo - styczniowy niezbednik :)
Mam nadzieje, ze spodobal Wam sie post odrobine, wiepm, ze moglby byc lepszy, doskonalszy, ale staralam sie jak moglam, zeby Was nie zanudzic, napisac bezposrednio sama prawde i jakos podsumowac 2 ostatnie tygodnie :) przelom listopada/grudnia... Za 2 tygodnie Swieta! :))
Uczciwie sie przyznam, ze nie wiem kiedy bedzie kolejny wpis na blogu... Przyszly weekend to weekend AFS, wiec postaram sie opublikowac cos po nim :)
No i tyle :)
Buziaki,
K
Ale ty jesteś śliczna
OdpowiedzUsuńHaha bardzo to miłe, zwlaszcza, ze ani troche nie domyslam sie kto mogl to napisac :-) pozdrawiam!
Usuń