Piszę jeszcze z Francji, chwile przed ostatnia na dluzszy czas noca w moim francuskim domu, we Francji, do którego teraz już tak szybko nie wrócę...
Po dwóch tygodniach spędzonych w Polsce 20 lipca w niedziele zapakowaliśmy bagażnik auta i z całą polska rodzinką (Mama, Tata i moje dwie mlodsze siostry) ruszyliśmy do Francji! Kierunek Dordonia, mój francuski dom!
Podróż była planowana już od jakiegoś czasu, kilku dobrych miesięcy!! Dlaczego? Świętowanie 50. urodzin mojego francuskiego Taty, Francisa!
Do Francji wróciły oprócz mnie trzy dziewczyny goszczone przez rodzinkę Combeau wcześniej - Catherine z Nowej Zelandii, Talitha z Holandii i Rosa z Finlandii. Czyli zebraliśmy całą międzynarodową rodzinę Combeau w komplecie!
ZDJĘCIA RODZINY Z MIEDZYNARODOWYMI CÓRKAMI
A na zdjeciu ponizej osoba odpowiedzialna za cale zamieszanie! Virginie wszystko wymyslila i wszyscy tak sie zorganizowalismy, ze wszystko wyszlo! Najpierw przyjechala Rosa, przyszla do pracy Francisa, gdzie on akurat swietowal, bo awansowal i zmienia miejsce pracy, potem wieczorem ja prosto do domu. Nie wiedzial o tym ani Francis, ktory po calym dniu wrazen dopiero co poszedl sie położyć, ani Matthias, ktory swietuje swoje urodziny tego samego dnia co tata.
Otworzyl drzwi Matthias i kiedy ja krzyknelam dzien dobry on otworzyl swoje okragle oczka jeszcze szersze, stal tak jakies 15 sekund i dopiero wtedy zaczal krzyczec i rzucil sie na Polakow :) Francis caly zaspany opowiadal pozniej, ze z sypialni uslyszal moj glos, ale powiedzial sobie, ze to niemozliwe, zebym tak szybko wrocila, wiec jak wyszedl to chyba az nie dowierzal!
Po moim wyjezdzie Mat przeplakal non stop dwa dni i nie mogl sie pozbierac i czekal z utesknieniem na kolejnego skypa. A ja sprytnie przed wyjazdem wyslalam Tacie francuskiemu maila, ze u mnie jakos leci, ze nie potrafie sie przyzwyczaic w Polce do posilkow, ktore praktycznie nie istnieja, ze spedzam czas z przyjaciolmi, ze jest jeszcze jakos dziwnie, ale ze zdecydowalam sie zostac w Polsce i skonczyc tam liceum. W kazdym razie w tym mailu wyslanym godzine przed wyjazdem z Polski napisalam tez, ze koniecznie skype na urodziny obojga! W tym samym czasie wyslalam osobnego maila do siostry, Marie, mowiac, ze juz ruszamy i ze do zobaczenia!
Moja zmylka udala sie tak swietnie, ze kiedy niespodziewanie przyjechala Rosa, a ja bylam juz na terenie Francji, to Mat pierwsze co powiedzial Rosie, to ze musi zostac do poniedzialku i poskypowac ze mna tez!
Dokładnie rok temu, kiedy zakładałam bloga, napisałam tych kilka zdań w ramach wstępu. 12 miesięcy były one nagłówkiem i pierwszą wiadomością czytaną przez Was. Dziś świętujemy 1. urodziny bloga i z tej okazji spieszę się, żeby Wam powiedzieć o kilku niespodziankach... :)
Nie zmieniam adresu bloga - Kasia in France zostaje, bo od Francji wszystko się zaczęło i do Francji będę wracać. Na blogu znajdziecie głównie teksty - powiedzmy sobie szczerze, jestem kiepskim fotografem, ale pisanie lubię i to jest to, co wychodzi mi całkiem nienajgorzej. O czym? O tym co się dzieje po wymianie, o tym jak świat stał się mały, o francuskich akcentach w codziennym polskim życiu, o działaniach z AFS Polska, o ludziach, których poznałam we Francji i którzy zabrali kawałek mojego serca na inne kontynenty, nadal o tych "smakowitych kąskach"; wrażeniach, informacjach, inspiracjach i przede wszystkim o Francji, o jezyku, o odkrywaniu kraju, o jedzeniu, o kulturze... Na chwilę obecną nie obiecuję regularnych postów, ale...
...zapraszam Was serdecznie do polubienia Kasia in France.blogspot.com na facebooku i to chyba największa zmiana w dotychczasowym stylu prowadzenia bloga - teraz to tutaj będą "opowieści", a na Facebooku ich zapowiedzi i zachęcające do dalszej lektury bloga, urywki codzienności. Dodatkowo, posty na blogu będą tylko po polsku (tylko część "Poznajcie..." jest międzynarodowa, będzie w różnych językach), ale wpisy na facebooku niekoniecznie! :)
https://www.facebook.com/kasiainfrance
Żeby być na bieżąco z wpisami i dowiadywać się o nich poza Facebookiem wpiszcie swojego maila tam, gdzie jest na to miejsce, czyli po prawej stronie nad akapitem o mnie.
Czas na zdmuchnięcie świeczki, pomyślenie życzenia i... MINĄŁ JUŻ ROK!
Blog ma sporo ponad 15,5 tys. wyświetleń, ja dostałam sporo gratulacji i chociaż są osoby, które zawsze będą uważały, że to nic nie wnosi i jest bezużyteczne, to muszę je rozczarować mówiąc, że ja nadal myślę wręcz przeciwnie. Jeśli dowiedzieliście się stąd czegoś o Francji, czegoś o świecie, czegoś o życiu na wymianie, albo chociaż myślicie, ze dowiedzieliście się czegoś o mnie, to cel został osiągnięty - czymś się z Wami podzieliłam i coś z tego wynieśliście! Dziękuję Wam bardzo bardzo serdecznie za wszystkie (mile i mniej mile) słowa i zostańcie ze mną, a w planach i już w przygotowaniu kolejne posty, już za tydzień :) Poki co kierunek lozeczko i mam nadzieje na kolorowe sny u siebie we Francji (choc nie spie juz w swoim pokoju), a jutro w droge do Strasbourga.
Po dwóch tygodniach spędzonych w Polsce 20 lipca w niedziele zapakowaliśmy bagażnik auta i z całą polska rodzinką (Mama, Tata i moje dwie mlodsze siostry) ruszyliśmy do Francji! Kierunek Dordonia, mój francuski dom!
Podróż była planowana już od jakiegoś czasu, kilku dobrych miesięcy!! Dlaczego? Świętowanie 50. urodzin mojego francuskiego Taty, Francisa!
Do Francji wróciły oprócz mnie trzy dziewczyny goszczone przez rodzinkę Combeau wcześniej - Catherine z Nowej Zelandii, Talitha z Holandii i Rosa z Finlandii. Czyli zebraliśmy całą międzynarodową rodzinę Combeau w komplecie!
ZDJĘCIA RODZINY Z MIEDZYNARODOWYMI CÓRKAMI
od lewej: Marie, Rosa, Catherine, Francis, Virginie, ja, Talitha i mniejszy Matthias i Antoine obok mnie |
corki z calego swiata ze swoim francuskim tata, niespodzianka udala sie wysmienicie! |
Otworzyl drzwi Matthias i kiedy ja krzyknelam dzien dobry on otworzyl swoje okragle oczka jeszcze szersze, stal tak jakies 15 sekund i dopiero wtedy zaczal krzyczec i rzucil sie na Polakow :) Francis caly zaspany opowiadal pozniej, ze z sypialni uslyszal moj glos, ale powiedzial sobie, ze to niemozliwe, zebym tak szybko wrocila, wiec jak wyszedl to chyba az nie dowierzal!
Po moim wyjezdzie Mat przeplakal non stop dwa dni i nie mogl sie pozbierac i czekal z utesknieniem na kolejnego skypa. A ja sprytnie przed wyjazdem wyslalam Tacie francuskiemu maila, ze u mnie jakos leci, ze nie potrafie sie przyzwyczaic w Polce do posilkow, ktore praktycznie nie istnieja, ze spedzam czas z przyjaciolmi, ze jest jeszcze jakos dziwnie, ale ze zdecydowalam sie zostac w Polsce i skonczyc tam liceum. W kazdym razie w tym mailu wyslanym godzine przed wyjazdem z Polski napisalam tez, ze koniecznie skype na urodziny obojga! W tym samym czasie wyslalam osobnego maila do siostry, Marie, mowiac, ze juz ruszamy i ze do zobaczenia!
Moja zmylka udala sie tak swietnie, ze kiedy niespodziewanie przyjechala Rosa, a ja bylam juz na terenie Francji, to Mat pierwsze co powiedzial Rosie, to ze musi zostac do poniedzialku i poskypowac ze mna tez!
od lewej Antoine, Marcelina, ja, Marie, Ola i Matthias, czyli rodzeństwo w komplecie |
z moimi tatusiami |
i z moimi mamusiami |
tutaj jest z nami jeszcze Celina ze Szwajcarii (w paski), przyjaciolka Rosy z wymiany, z ktora przed powrotem do Dordonii pojechaly w podroz po Italii |
Tak więc pokazałam polskiej rodzince gdzie jest mój francuski dom, poznali się oni z moimi przyjaciółmi i non stop potrzebowali mnie jako tłumacza. Już pierwszego wieczoru moja mama francuska powiedziała mi, że będę bardzo zmęczona mówiąc bez przerwy na zmianę w dwóch językach, co okazało się prawdą, ale nie zabrało mi ochoty do grania z dzieciakami, śmiania się bardzo duzo jak zazwyczaj i korzystania z szansy takiego szybkiego powrotu. Moi rodzice dogadali się wyśmienicie, bariera językowa dla żadnych nie stanowiła problemu, znaki, śmiech i wspólna kawa oraz wino wszystko rozwiązywały! Zwiedziliśmy okolicę, zjechaliśmy połowę Francji i wszyscy bardzo cieszyliśmy się z tego wyjazdu. Na koniec, dzis w nocy, trzeba było jednak zapakować do bagażnika kartony z moimi rzeczami, ktore zostawilam tutaj, co było już bardziej smutne... Ale kolejne mówienie do widzenia to chyba już pestka w porównaniu z pierwszym! Choc z drugiej strony teraz kompletnie nie wiem kiedy tu wroce... W kazdym razie dowiem sie rano, teraz wszyscy zmeczeni po dniu nad Oceanem juz spia, a budzik nastawiony jest na 7 i w droge.
Spotkanie się całej naszej międzynarodowej rodziny to jak szansa wygrania w lotto, więc przez cały wyjazd nie mogliśmy uwierzyć, że to naprawdę się dzieje! Swoją drogą zdradzę Wam tylko po cichu, że już mamy na fb grupę siostrzaną i będziemy na pewno szykowały kolejną niespodziankę na 50 urodziny naszej wspólnej francuskiej mamy!
Jeszcze kilka grupowych zdjęć z opisami... w kolejnych postach będą inne zdjęcia i inne informacje, nie ma powtarzania! A jest czym sie z Wami podzielic; bo niedosc, ze zwiedzilismy region, to przejechalismy autem Francje poznajac ja od strony malych miasteczek, kibicowalismy w Tour de Fance, a takze pojechalismy do Agen, zeby i moja polska rodzinka wrocila w strony Dziadka, ktory tam sie urodzil.
z polskimi siotrami i bratem oraz mamą w Saint Astier, czyli jak dzieliłam się swoją małą Francją |
dzień przyjazdu trzeciej z córek, Talithy |
aperitif u prezydentów regionalnego AFSu |
tak wyglądały czasem tłumaczenia, kiedy to słyszałam: "Kasia chodź szybko" |
nocne granie i herbatowanie (bardzo niefrancuskie) |
tutaj widać jak stałam się przewodniczką, to jest taka mini zapowiedź kolejnych postów - co zobaczyć, gdzie i w jaki sposób |
***
Dokładnie rok temu, kiedy zakładałam bloga, napisałam tych kilka zdań w ramach wstępu. 12 miesięcy były one nagłówkiem i pierwszą wiadomością czytaną przez Was. Dziś świętujemy 1. urodziny bloga i z tej okazji spieszę się, żeby Wam powiedzieć o kilku niespodziankach... :)
Nie zmieniam adresu bloga - Kasia in France zostaje, bo od Francji wszystko się zaczęło i do Francji będę wracać. Na blogu znajdziecie głównie teksty - powiedzmy sobie szczerze, jestem kiepskim fotografem, ale pisanie lubię i to jest to, co wychodzi mi całkiem nienajgorzej. O czym? O tym co się dzieje po wymianie, o tym jak świat stał się mały, o francuskich akcentach w codziennym polskim życiu, o działaniach z AFS Polska, o ludziach, których poznałam we Francji i którzy zabrali kawałek mojego serca na inne kontynenty, nadal o tych "smakowitych kąskach"; wrażeniach, informacjach, inspiracjach i przede wszystkim o Francji, o jezyku, o odkrywaniu kraju, o jedzeniu, o kulturze... Na chwilę obecną nie obiecuję regularnych postów, ale...
...zapraszam Was serdecznie do polubienia Kasia in France.blogspot.com na facebooku i to chyba największa zmiana w dotychczasowym stylu prowadzenia bloga - teraz to tutaj będą "opowieści", a na Facebooku ich zapowiedzi i zachęcające do dalszej lektury bloga, urywki codzienności. Dodatkowo, posty na blogu będą tylko po polsku (tylko część "Poznajcie..." jest międzynarodowa, będzie w różnych językach), ale wpisy na facebooku niekoniecznie! :)
https://www.facebook.com/kasiainfrance
Żeby być na bieżąco z wpisami i dowiadywać się o nich poza Facebookiem wpiszcie swojego maila tam, gdzie jest na to miejsce, czyli po prawej stronie nad akapitem o mnie.
Czas na zdmuchnięcie świeczki, pomyślenie życzenia i... MINĄŁ JUŻ ROK!
Blog ma sporo ponad 15,5 tys. wyświetleń, ja dostałam sporo gratulacji i chociaż są osoby, które zawsze będą uważały, że to nic nie wnosi i jest bezużyteczne, to muszę je rozczarować mówiąc, że ja nadal myślę wręcz przeciwnie. Jeśli dowiedzieliście się stąd czegoś o Francji, czegoś o świecie, czegoś o życiu na wymianie, albo chociaż myślicie, ze dowiedzieliście się czegoś o mnie, to cel został osiągnięty - czymś się z Wami podzieliłam i coś z tego wynieśliście! Dziękuję Wam bardzo bardzo serdecznie za wszystkie (mile i mniej mile) słowa i zostańcie ze mną, a w planach i już w przygotowaniu kolejne posty, już za tydzień :) Poki co kierunek lozeczko i mam nadzieje na kolorowe sny u siebie we Francji (choc nie spie juz w swoim pokoju), a jutro w droge do Strasbourga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
skomentuj